Tym razem zrezygnowałem z kręcenia pętli z i do Krakowa. Zafundowałem sobie Inter City do Łodzi, aby stamtąd udać się na trzydniową majową wycieczkę. Trasa wiodła przeważnie wzdłuż Pilicy. Luźno trzymałem się niebieskiego szlaku rowerowego Do Pilicy (jest całkiem dobrze oznakowany), a opuściłem go przede wszystkim po to, by objechać, okazało się, że słusznie, Zalew Sulejowski. Do Krakowa dojechałem 47-kilometrowym Szlakiem Doliny Dłubni.
|
Nad Zalewem Sulejowskim
|
Okolice Pilicy i w ogóle centralna Polska mnie po prostu zauroczyła. Nie tylko rozległy, otoczony lasami Zalew Sulejowski, ale też leśne ścieżki koło Włoszczowy, czy ogromne łąki nad górną Pilicą. Trasa nie była męcząca, podjazdy nie dawały w kość, może trochę za Wolbromem.
|
Okolice Wolborza - taka droga to przyjemność
|
OPIS TRASY (20-22 maja 2022 r.)
Dzień 1 Łódź - Zalew Sulejowski 101 km
Po opuszczeniu pociągu na stacji Łódź-Widzew pojechałem do centrum miasta, żeby przebyć całą ul. Piotrkowską. Chciałem zobaczyć, jak zmienia się obszar miasta zamknięty dla ruchu samochodowego. Nie rozczarowałem się: mimo wczesnej pory, na Piotrkowskiej kwitło życie - pieszo i na rowerach ludzie przemieszczali się w sobie znanym celu. W tę stronę powinny zmierzać polskie miasta - miast bez samochodów.
|
Kawa na Piotrkowskiej
|
Z Łodzi wyjechałem bez większych problemów po ścieżkach, a na obrzeżach miasta już ulicami. Dość szybko zobaczyłem pierwszą tabliczkę z niebieskim paskiem szlaku Do Pilicy.
|
Niebieski szlak rowerowy Nad Pilicę
|
Spokojnie, bez pośpiechu, wiejskimi drogami przejechałem kolejne 60 km nad Zalew Sulejowski. Skorzystałem z pięknej pogody, żeby wykąpać się w ciepłej wodzie i upiec w ognisku małe co nieco.
|
Chwile, dla których się podróżuje
|
Na miejsce noclegu wybrałem przeciwległy brzeg zalewu, mniej odwiedzany przez turystów, bardziej niedostępny. Po kolacji nie odmówiłem sobie kąpieli w poświacie zachodzącego słońca. Nad wodą było cicho i bezwietrznie. Do czasu, bo w nocy rozszalała się burza z piorunami. Nie za bardzo się wyspałem.
|
Nad Zalewem Sulejowskim
|
Dzień 2 Zalew Sulejowski - Dziadówki Brzezińskie 144 km
Ulewa skończyła się nad ranem, ale wiatr, huragan wręcz, tylko się nasilał. Bałem się jak będzie z jazdą. W lesie byłem osłonięty, ale na otwartej przestrzeni?
|
Fale jak na Bałtyku
|
Ostatecznie nie było tak tragicznie. Fakt, że w Sulejowie wiatr wyrwał mi z rąk telefon, gdy zwiedzałem imponujące
opactwo cystersów.
|
Fragment ogromnego opactwa cystersów w Sulejowie
|
Za Sulejowem znów zbliżyłem się do Pilicy. Przez kolejne kilometry niebieski szlak prowadził mnie wzdłuż rzeki, w stronę Włoszczowy. Leśnymi drogami, czasem pchając rower z powodu piachu, dotarłem nad zbiornik o przedziwnej nazwie
Klekot. A ponieważ było gorąco, a na liczniku pojawiło się 90 km tego dnia, skorzystałem z kąpieli.
|
Wokół zalewu Klekot są wiaty i miejsca na ognisko
|
Droga nad Pilicą była wciąż spokojna i niezbyt męcząca. W Szczekocinach zatrzymałem się przy wiacie na zbiornikiem wodnym, a ponieważ można było rozpalić ogień skorzystałem z okazji i znów upiekłem małe co nieco.
|
Altanka z piecem nad stawem w Szczekocinach
|
Nocleg wypadł 20 km dalej na bezkresnej łące, głośnej od cykad. Nad Pilicą oczywiście (w tym miejscu tak cienką, że wyglądała niemal jak rów melioracyjny.
|
Na łące nad Pilicą
|
Dzień 3 Dziadówki Brzezińskie - Kraków 98 km
Trzeci dzień podróży zacząłem bardzo wcześnie z przyczyny banalnej: strasznie zmarzłem w nocy. Nie wiem, ile było stopni, ale na pewno przesadziłem z lekkim śpiworem. Niby majówka, a przecież to jeszcze nie lato. O piątej byłem już w drodze do Wolbroma.
|
O świcie na drodze
|
Trasa nadal wiodła bocznymi asfaltami, bez większego ruchu, z tą różnicą, że zaczęły się coraz bardziej uciążliwe podjazdy. Wiadomo - wjechałem w Świętokrzyskie.
|
Świętokrzyskie - niezbyt płasko, ale pięknie
|
W Wolbromiu objechałem zalew, wokół którego jest budowana ścieżka rowerowa. Z czasem ma powstać bezpośrednie połączenie rowerowe z Krakowem, ale nie wydaje mi się to możliwe w najbliższych latach.
Po 35. kilometrach jazdy, dojechałem do wsi Trzyciąż, w której zaczyna się rowerowy szlak Doliny Dłubni.
|
Nad Dłubnią
|
Co mogę o nim powiedzieć? Przede wszystkim jest bardzo zróżnicowany pod względem nawieżchni - a to jedzie się po asfaltach, a to żwirówkach, miejscami z kolei przez leśne jary ledwie przejezdne. Nie wspomnę o dwóch brodach, w których zmoczyłem buty. Wiadomo, to też fragment przygody.
|
Nie najgorszy fragment szlaku Dolina Dłubni
|
Z Dłubnią pożegnałem się na osiemdziesiątym kilometrze tamtego dnia, w okolicach Zalewu Zesławickiego. Zanim na dobre wróciłem do hałasu miasta, zahaczyłem jeszcze o Zalew Nowohucki.
PODSUMOWANIE
Zdecydowanie najbardziej atrakcyjnym fragmentem trasy były okolice Zalewu Sulejowskiego, i choćby tylko dlatego warto było wybrać się do centrum Polski.
|
Piwo Trybunał wieczorem nad Zalewem Sulejowskim
|
Miło mnie zaskoczył ciekawie wytyczony szlak rowerowy Nad Pilicę. Nie przejechałem całego, bo trasa układa się w literę U, a moim kierunkiem była linia północ-południe. Może kiedyś wrócę w te miejsca.
|
Łódź pozdrawia towarzysza Putina
|
Cieszę się też, że wpadłem do Łodzi - ulica Piotrkowska jest znakomitym dowodem na to, że szybko zaludnia się miejska przestrzeń odebrana samochodom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz