Z Krakowa w okolice Łodzi – dwa szlaki, trzy województwa, cztery dni, 500 km


Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Co prawda rower jest moim podstawowym środkiem transportu w mieście od 20 lat, lecz dopiero w te wakacje zacząłem wyjeżdżać dalej i na dłużej.

Trasę z Krakowa do Pęczewa koło Łodzi zaplanowałem przede wszystkim jako połączenie dwóch tras rowerowych: Szlaku Orlich Gniazd oraz Liswarciańskiego Szlaku Rowerowego. Chciałem też przejechać przez dwa parki krajobrazowe znajdujące się w województwie łódzkim -  Załęczański oraz Park Międzyrzecza Warty i Widawki, i dotrzeć nad malownicze jezioro Jeziorsko, 55 km na zachód od Łodzi.
Urzekająca dolina Liswarty
O Szlaku Orlich Gniazd słyszeli wszyscy. Wiadomo, że liczy 186 km w wersji rowerowej (równolegle wytyczono analogiczny szlak pieszy), i biegnie śladem dawnych zamków warownych, których budowę zlecił Kazimierz Wielki. Drugi to wciąż mało znany Liswarciański Szlak Rowerowy, który powstał zaledwie kilka lat temu. Prowadzi doliną rzeki Liswarty na północnych krańcach województwa śląskiego i liczy 108 km

W skrócie powiem, że o ile nie dołączę do zachwytów nad atrakcyjnością Szlaku Orlich Gniazd (co oczywiście nie znaczy, że dwa dni na nim spędzone były stracone, o nie), o tyle wszystkim polecam ścieżkę nad Liswartą. A dlaczego – opiszę w relacji z przejazdów.

Dzień 1: Kraków – Podzamcze (zamek Ogrodzieniec) 91 km

W internecie znalazłem dwa miejsca jako początek trasy rowerowej w Krakowie: Bronowice i Mały Kącik. Niestety w żadnym z podanych miejsc nie znalazłem jakiejkolwiek tablicy czy znaku o początku trasy. Może istnieje - ja nie znalazłem. A jeśli dodam, że pierwsza tabliczka z czerwonym szlakiem i symbolem roweru pojawia się w Szczyglicach na 12-tym kilometrze od Krakowa, to nikogo nie zdziwi mój apel: wgrajcie ślad gps, to unikniecie kłopotów. Oznakowanie z czasem się poprawia – tabliczki pojawiają się w miarę regularnie, choć nie brakuje miejsc, w których by się przydały dodatkowe strzałki.

Pierwsze kilkanaście kilometrów to asfalt krakowskich ulic, które przechodzą w szutry i kamienie na wjeździe do Tenczyńskiego Parku Krajobrazowego. W samym parku jedzie się bardzo przyjemnie leśnymi traktami i lokalnymi drogami. Wjazd do Olkusza i przejazd przez miasto siłą rzeczy nie zachwyca, na szczęście dość szybko dojeżdża się do zamku Rabsztyn (zamknięty z powodu remontu). Od Olkusza do Podzamcza  jedzie się na ogół szutrowymi ścieżkami w lesie. Według mnie, teren jest na tyle wymagający, że najlepszym rowerem na taką trasę jest mtb z w miarę szerokimi oponami. Moje miały 1,9 cala i dobrze sobie radziły z piachem i nierównościami.
Wspomnę jeszcze, że ten odcinek liczy 1,1 km podjazdów. Trochę trzeba się pomęczyć.

To nie jest szlak na każdy rower

Noc spędzam na polu namiotowym w Podzamczu, u stóp zamku Ogrodzieniec.



Dzień 2: Podzamcze – Częstochowa – Kalety (Zielona) 131 km

Moim - powtarzam – bardzo subiektywnym zdaniem, druga, śląska część rowerowego Szlaku Orlich Gniazd jest i ciekawsza, i lepiej oznakowana. Drogi są bardziej malownicze (jedzie się przez Park Krajobrazowy Orlich Gniazd i Rezerwat Farkowe), a podjazdów nieco mniej, w sumie 921 metrów. Po drodze mijam się dwa znane zamki: Mirów i Olsztyn.

Powstańcza flaga na zamku w Mirowie - jest 1 sierpnia
Ostatnie 25 km do Częstochowy to niestety uciążliwe krajówki ze sporym natężeniem ruchu.

W samej Częstochowie szlak kończy się gdzieś, lecz nie wiadomo gdzie. Teoretycznie na dworcu PKP, z tym, że jest on tak rozkopany, że znalezienie jakiejkolwiek śladu końcowego (o ile istnieje) graniczy z cudem.
Dworzec PKP w Częstochowie - tu gdzieś kończy się Szlak Orlich Gniazd
Reasumując: Szlak Orlich Gniazd jest na pewno obowiązkowym punktem na rowerowej mapie, dla mnie będzie jednak wyjazdem jednorazowym, przynajmniej na najbliższe lata. Szwankuje oznakowanie, a trasa rowerowa, w przeciwieństwie do pieszej, omija sporą liczbę zamków. A przecież one mają stanowić największą atrakcję.
Z Częstochowy pojechałem na zaplanowany nocleg do Kalet. 40 km na południe musiałem przepedałować krajówkami, nic przyjemnego. Trud i znój zrekompensował spokojny kemping nad zalewem Zielona. Następnego dnia miałem ruszyć z Kalet do Woźnik (15 km), gdzie zaczyna się Liswarciański Szlak Rowerowy.

do pobrania: gpx Szlaku Orlich Gniazd
 
Dzień 3: Kalety (Zielona) – Zawady 136 km

Po prostu warto. LSW to przykład jak można poprowadzić atrakcyjną trasę rowerową drogami leśnymi i publicznymi bez inwestowania w typowe ścieżki rowerowe jak np. Velo Dunajec. Szlak został utworzony przez Lokalną Grupę Działania Zielony Wierzchołek Śląska oraz grupy partnerskie: LGD Spichlerz Górnego Śląska, Bractwo Kuźnic, Brynica to nie granica. Oprócz zasadniczego szlaku Woźniki - Wąsosz Górny, znakowanego na niebiesko (108 km), wyznaczono jeszcze dwa szlaki opływów Liswarty: Szlak Pankówki (37 km) i Szlak Opatówki (26 km). Jedna trzecia szlaku prowadzi przez Park Krajobrazowy Lasy nad Górną Liswartą. I żeby nie było za słodko: ruch na pierwszych 20 km, czyli na drodze z Woźnik do Lubszy jest całkiem spory.

Woźniki - początek szlaku
Na Liswarciańskim Szlaku Rowerowym nie ma ani centymetra typowej ścieżki rowerowej, są za to szutry i piach w lesie, oraz asfalt dróg łączących niewielkie wsie i przysiółki. Dlatego lepiej zabrać rower mtb z szeroką oponą, jak na Szlak Orlich Gniazd.

Jeden z wielu leśnych odcinków
Oznakowanie szlaku generalnie jest dobre, choć przyznam, że bardzo oszczędne – zdarzało mi się długo jechać nie mając pewności, że to właściwa trasa. Dlatego nawigacja ze śladem gps jest jak najbardziej wskazana.
Koniec szlaku w Wąsoszu Górnym
LSW jako całość to bardzo ciekawa przygoda rowerowa o dużych walorach krajoznawczych i umiarkowanym, a nawet niewielkim, stopniu trudności. Na pewno powrócę nad Liswartę, a wtedy do niebieskiego szlaku dołączę dwa pozostałe: Szlak Pankówki i Szlak Opatówki.

Leniwa Liswarta
Tego dnia dokręciłem jeszcze niecałe 20 km, by znaleźć się w Zawadach, na kempingu położonym nad rzeką, która mi towarzyszyła przez cały dzień. Z przyjemnością wykąpałem się w jej leniwym nurcie.

do pobrania: gpx Liswarciańskiego Szlaku Rowerowego

Dzień 4: Zawady – Sieradz – Pęczniew 142 km

To był dzień kontrastów. Z braku wyznaczonego szlaku rowerowego zdałem się na nawigację. Google wyznaczał trasy przez Załęczański Park Krajobrazowy, czasem bardzo malownicze, na przemian leśnymi drogami i asfaltowymi szosami.

Załęczański Park Krajobrazowy
Problem w tym, że lasy centralnej Polski są mocno piaszczyste, sporo czasu traciłem na leśnych duktach, bo nawet moje szerokie opony zakopywały się na dobre. Czas uciekał, musiałem więc wyznaczyć drogę mniej atrakcyjną, lecz pewniejszą, i przemęczyć się 60 km drogą krajową nr 83 z Działoszyna do Sieradza. Trasa ta okazała się w sumie nie taka straszna – od Siemkowic, po 10 km jazdy z Działoszyna, ruch na tyle zmalał, że do Sieradza dojechałem całkiem komfortowo przez małe miejscowości. Ostatecznie do Sieradza dotarłem całkiem sprawnie, choć zmęczony (miałem już ponad 100 km w nogach tego dnia).

Sieradz, który stracił na ważności gdy przestał być miastem wojewódzkim, liczy ponad 40 tysięcy mieszkańców. Warto podjechać na Wzgórze Zamkowe i przejechać przez staromiejski Rynek.

W Sieradzu
O ile wyjazd z Sieradza męczy intensywnym ruchem, o tyle im dalej na północ wzdłuż Warty, tym ładniejsze okolice i spokojniejsze drogi. Zaś jazda w okolicach jeziora Jeziorsko to po prostu czysta przyjemność. Dzień, i całą czterodniową wyprawę, zakończyłem na kempingu w Pęczewie, 55 km na zachód od Łodzi.

Wieczór nad jeziorem Jeziorsko
Następnego dnia zrobiłem krótki objazd wzdłuż jeziora, który utwierdził mnie w postanowieniu, że muszę tam wrócić, by lepiej rozeznać teren. Na pewno istnieją ścieżki wokół Jeziorska, i na pewno są kusząco malownicze.

Koniec podróży

PODSUMOWANIE

Powiem krótko: po latach górskich wędrówek nagle odkryłem podróże rowerem. Rower daje swobodę – wjadę, gdzie chcę; i elastyczność – dużo szybciej niż pieszo dotrę w dane miejsce. Rowerem zwiedzę całą Polskę, a nie tylko góry na południu. Niby krótki wypad, czterodniowy, a przejechałem 520 km przez trzy województwa. Cieszy mnie fakt, że tras i ścieżek dla rowerzystów powstaje coraz więcej. Lokalna inicjatywa, która zaowocowała utworzeniem szlaku nad Liswartą, jest tego najlepszym dowodem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz