Nie do końca z planami, bo na krócej niż chcieliśmy, udało się jednak pojechać na północno-wschodnie krańce Polski. We dwoje, z namiotem, własną kuchnią, niemal całkowicie niezależni od czasu i przestrzeni. Dzięki kuchence turystycznej mieliśmy rano wrzątek a wieczorem ciepłą kolację. Nie ma co się dziwić, że w środku lata (sierpień) cieszyła nas podgrzane kaszotto. Jak na złość, chyba cały deszcz tego lata zdecydował spaść na ziemię w ciągu owych czterech dni.
|
Suwalskie szutry. Bynajmniej nie płasko
|
Ale warto było. Przede wszystkim Suwalszczyzna jest piękna. Jeździliśmy po pustych, niezamieszkałych terenach gdzie łąki rozciągały się po horyzont. Mijaliśmy liczne jeziora, większe i mniejsze, które zachwycały widokami. I lasy, niezmącone cywilizacją, gdzie przez dziesiątki kilometrów tylko drzewa i drzewa.
|
Lasy przy granicy z Białorusią
|
Planowany przejazd Pierścieniem Rowerowym Suwalszczyzny (oznakowany jako R65 - 320 km) musieliśmy niestety zredukować, a i tak wyszła 260-kilometrowa trasa. Z Pierścieniem, jak z wieloma trasami rowerowymi w Polsce, jest drobny problem: bardziej istnieją na mapie niż w rzeczywistości. W każdym razie, plan czterodniowej eskapady oparłem na szlakach znalezionych na różnych mapach: Fortyfikacji Pozycji Granicznej R86, Doliny Rospudy, Green Velo, a także Szlak Papieski Tajemnice Światła. I oczywiście wspomniany Pierścień Suwalszczyzny. Wszystkie wgrałem do najlepszej nawigacji rowerowej czyli czeskiej aplikacji mapy.cz, co wielokrotnie ratowało nas przed drogowymi pomyłkami. |
Z zaopatrzeniem nie było kłopotu, zawsze znalazł się sklep
|
DZIEŃ 1 Sedranki-Studzieniczna 69 km
W trasę ruszyliśmy w Sedrankach, skąd przez Olecko, Imionki, Urbanki i Rynie, dotarliśmy do pierwszej ze ścieżek rowerowych: Szlaku Fortyfikacji Pozycji Granicznej. R86 istnieje wyłącznie na mapach, w rzeczywistości trudno znaleźć jakąkolwiek tabliczkę i nie ma co liczyć na oznakowanie. Pierwsze ciekawe miejsce to Dowspuda, wieś, w której zachowały się ruiny pałacu Paca (tego Paca od powiedzenia "wart Pac pałaca, a pałac Paca"). Z bogatej niegdyś posiadłości zostały tylko resztki. Z braku funduszy stan ten nie zmieni się w przewidywalnej przyszłości. Pieniędzy wystarczyło wyłącznie na renowację parku otaczającego dawną siedzibę generała Ludwika Michała Paca.
|
"Wart Pac pałaca", czyli pałac Paca w Dowspudzie
|
Droga z Dowspudy do Augustowa przebiegła zgodnie z (teoretycznym) rowerowym Szlakiem Doliny Rospudy, dobrze ubitymi leśnymi ścieżkami wzdłuż rzeki, której, nota bene, nie za bardzo widać. Jakość podłoża była o tyle istotna, że rowery mieliśmy mocno objuczone. Na szczęście tylko w nielicznych miejscach grzęzły w piachu. |
Cały dobytek w sześciu sakwach
|
Mniej szczęścia natomiast mieliśmy z pogodą. Zgodnie z prognozami, solidny deszcz przez dobrą godzinę przetrzymał nas przed Augustowem, w sympatycznym skądinąd ośrodku wypoczynkowym Zdrowa Zośka. Gorąca herbata i ogień w kominku (tak, ogień) pomogły przetrwać deszcz.
Nagrodą za cierpliwość był obiad z niewiarygodnie wielkim kotletem schabowym, który nie mieścił się na talerzu. Dosłownie. Kto nie wierzy, niech sam sprawdzi to miejsce: Bar Jędrek, Augustów, ul. Raginisa 19. |
Bar Jędrek i kotlet gigant
|
Na nocleg nad jeziorem Studzienicznym dojechaliśmy fragmentem Green Velo. Miejsce oznaczone na mapie jako pole namiotowe, okazało się biwakowiskiem dla kilku kamperów, bez jakiejkolwiek obsługi. Podobno wpadał tam od czasu do czasu leśniczy zainkasować należność, nam jednak nie udało się go spotkać. Spotkaliśmy natomiast dwóch przesympatycznych panów w omedze, którzy przycumowali przy niewielkiej plaży, niedaleko od naszego namiotu. Użalili się nad dwójką przemokniętych rowerzystów - namiot rozbijaliśmy w deszczu - zaprosili na pokład i na gorącą herbatę. Z procentami. Wesoło zakończył się pierwszy dzień wycieczki.DZIEŃ 2 Studzieniczna-Giby 60 km
Przemili żeglarze również rano zaproponowali herbatę, z czego chętnie skorzystaliśmy. Deszcz się w nocy na tyle wypadał, że mogliśmy ruszyć w drogę. Kierunek: Giby. Wzdłuż Kanału Augustowskiego, do Czarnej Hańczy niemal pod białoruską granicę, a potem na północ przez głęboki las.
|
MOR na Green Velo w pobliżu Augustowa
|
Z miejsca noclegu do Czarnego Brodu jechaliśmy Szlakiem Papieskim Tajemnice Światła w bezpośredniej bliskości Kanału Elbląskiego. Jakość ścieżki pozostawiała do życzenia, ponieważ miejscami była mocno zarośnięta, lecz bliskość kanału rekompensowała niedogodności terenu. |
Augustowskie lasy
|
Kolejny fragment nad kanałem, do Mikaszówki, przejechaliśmy Green Velo. Zachwyciła mnie nie tylko nieskażona przyroda - pachnący las, który żyje milionem głosów. Jak przyjemnie było poruszać się trasą doskonale oznakowaną, bez potrzeby sięgania po aplikację mapy.cz by zorientować się czy skręcić w lewo, czy w prawo, itd. Szybko postanowiliśmy, że wybierzemy się na GV w 2021 roku.
|
Green Velo nad kanałem augustowskim
|
Niespodzianką w dalszej drodze okazał się szlak August Velo, przedłużenie GV do Rudawki, gdzie jest polsko-białoruskie
przejście graniczne na śluzie Kurzyniec. Po
stronie białoruskiej szlak prowadzi od śluzy Kurzyniec poprzez Niemnowo
aż do Grodna. Warto spróbować w przyszłości. Nasza droga po August Velo zakończyła się na śluzie Kudrynki. Bajeczne miejsce. |
Na Czarnej Hańczy przy śluzie Kudrynki
|
W Kudrynkach pojawił się w końcu Rowerowy Pierścień Suwalszczyzny, którym przez las, 20-kilometrową drogą tak prostą, jakby była wyznaczona linijką, dotarliśmy do Gib. A ponieważ tego dnia przemokliśmy co najmniej pięć razy, marzenie o gorącym prysznicu spowodowało, że zamiast na dziko, namiot rozbiliśmy na miejscowym kempingu. Było pusto i ciepło.
|
Pustka na kempingu w Gibach
|
DZIEŃ 3 Giby-Wiżajny 75 km
To był najdłuższy i najtrudniejszy dzień wycieczki. Dobrze, że deszcz odpuścił. Pierwszym etapem tego dnia były Sejny - kilkutysięczne miasto nad rzeką Marychą, gdzie czuć klimat pobliskiej Litwy z jej blinami, kartaczami i kiszkami.
|
Ja też
|
Rowerowy Pierścień Suwalszczyzny prowadzi dalej wzdłuż jeziora Gaładuś, długiego na 10 km. Piękna tego miejsca nie sposób opisać. Trzeba je zobaczyć. |
Nad jeziorem Gaładuś
|
Nazwy mijanych miejscowości, pisane również w języku litewskim, nie pozostawiają wątpliwości w jakiej części Polski znaleźliśmy się: Burbiszki, Sankury, Tauroszyszki, Trakiszki. |
Dwujęzyczne tablice z nazwami miejscowości
|
I wreszcie Puńsk, a właściwie Punskas, stolica polskich Litwinów.W Puńsku mieliśmy wrażenie, że przekroczyliśmy granicę z Litwą. Nic dziwnego, bo 80% mieszkańców Puńska posługuje się litewskim, co doskonale było widać, a raczej słychać, w restauracji Rūta, gdzie zatrzymaliśmy się na obiad. Byliśmy bodaj jedynymi gośćmi, którzy nie mówili po litewsku, mieliśmy nawet kłopot porozumieć się z jedną z kelnerek. Muszę tu nadmienić, że litewskie menu wchłonęliśmy szybko i ze smakiem - chłodnik i różne różności, których nazw nie pamiętam. Ledwie wsiadłem na rower z przejedzenia.
|
Skromny fragment bogatego menu restauracji Rūta
|
W Rutce-Tartaku musieliśmy skrócić drogę do Wiżajn, gdzie zamierzaliśmy przenocować na dziko. Dlatego, zamiast kontynuować jazdę zgodnie z Pierścieniem Suwalszczyzny, pojechaliśmy drogą nr 651. Kara za skrót była sroga: sakramencki podjazd na Rowelską Górę, najwyższy szczyt województwa podlaskiego (298 m npm). Za to potem było długo z górki, aż do Wiżajn. Zdążyliśmy na spektakularny, bezchmurny zachód słońca. Namiot rozbiliśmy przy wiacie, w pobliżu gminnej plaży. Udało się zanim spadł deszcz. |
Słońce zachodzi nad Wiżajnami
|
DZIEŃ 4 Wiżajny-Sedranki 56 km
Lało do południa. Na szczęście ostatni etap z Wiżajn do Olecka liczył tylko 56 km. Po późnym śniadaniu i po spakowaniu mokrego namiotu ruszyliśmy w drogę, która okazała się już bezdeszczowa. I bardzo urokliwa.
|
Mapy Google piszą, że jest "przeważnie płasko", ale to nieprawda! |
Pierwsze 20 km przebiegło po Pierścieniu Rowerowym Suwalszczyzny, który w północnej części jest o niebo lepiej oznakowany niż w augustowskich lasach. W Pobłędziu wjechaliśmy na Green Velo.
|
MOR Pobłędzie na Green Velo
|
Zaraz potem dotarliśmy do jednej z większych atrakcji północno-wschodniej Polski: mostów w Stańczykach. Biegła tam niegdyś linia kolejowa Gołdap-Żytkiejmy-Gąbin (obecnie Gusiew w obwodzie kaliningradzkim). Budowane w latach 1907-1926, wysokie na 40 metrów i długie na 180, przypominają rzymskie akwedukty. Pociągi kursowały po nich do 1945 r. Po II wojnie światowej Rosjanie rozebrali tory i wywieźli do ZSRR. Mosty na szczęście ocalały.
|
Imponujące mosty w Stańczykach
|
W 2003 r. mosty wraz kilkoma hektarami gruntu kupił przedsiębiorca z Grajewa. Mimo że zobowiązał się do remontu zabytkowej budowli, jedyną rzeczą jaką do tej pory zrobił było wprowadzenie opłat za wejście.
Ostatnie 20 km podróży przebiegło drogami asfaltowymi przez Przerośl, Filipów i Lenarty. Trochę przykro było wracać.
|
Prawie koniec podróży - ostatnie spojrzenie na kolejne z pięknych jezior
|
PODSUMOWANIENa Suwalszczyźnie jest przepięknie. Od augustowskich lasów, przez niezliczone jeziora, lasy bez końca, aż do zabytków czasów przeszłych, jak synagoga w Sejnach czy wiadukty w Stańczykach, a także sam kanał augustowski - region ma czym zachwycić. Dla ludzi z miasta, cztery dni w przyrodzie dają zapas energii na długi czas, a wspomnienia pozostaną przez wiele lat. Cztery dni to zdecydowanie za mało, by poznać tę rozległą krainę. Myślę, że można się w niej zagubić na długie miesiące.Długo by mówić o cudach przyrody: Rospuda, jezioro Gaładuś, Czarna Hańcza - lista nie ma końca.
|
Woda i las
|
Trasa nie przysparzała wielu trudności, aczkolwiek zdarzało mi się pchać rower pod górę. Cztery sakwy i namiot pod kierownicą, plus pokaźna masa rowerzysty, zmuszały do nadprogramowego wysiłku. Pofałdowany, garbaty teren sprawiał, że co raz a to jechałem pod górę, a to z górki.
|
Typowa szutrówka na Suwalszczyźnie |
Na suwalskich szutrach koła nie grzęzną w piachu, ale za to trzęsie niemożebnie. Gdybym miał na coś narzekać podczas tej podróży, to tylko na zbyt częsty deszcz. Ale cóż to za niedogodność przy cudach Suwalszczyzny!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz